[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To ci była radość! Ech, jakże też, smakosz dostojny, Jego Sułtańska Mość popijał!
 Münchhausen  powiada  nie bierz mi pan za zÅ‚e, że zachowam dla siebie tÄ™
flaszę. W Wiedniu bowiem na ciebie łaskawszym niż na mnie okiem
patrzą, będziesz tedy miał sposobność popić tam dobrego wina jeszcze nieraz!
Co rzekłszy, zamknął flaszę w swoim kantorku, schował klucz do kieszeni szarawarów
i zadzwonił na skarbnika. Jakże srebrzyście i mile zabrzmiał mi w uszach ten dzwięk.
 Nadeszła pora spłacić zakład! Wydajcie  zwrócił się do skarbnika  memu
przyjacielowi, Münchhausenowi, tyle skarbów, ile najsilniejszy czÅ‚owiek udzwignąć zdoÅ‚a.
Skarbnik skłonił się przed swym panem, aż nosem dotknął podłogi, mnie zaś Wielki
Sułtan po prostu i szczerze uścisnął dłoń. Takeśmy się rozstali.
Jak się, panowie, domyślacie, nie omieszkałem skorzystać z pozwolenia sułtana i
przywołałem mego siłacza, który wziąwszy swój długi konopny powróz poszedł ze mną do
skarbca. Po to, co w skarbcu pozostało, gdy już mój siłacz swój tobół z kosztownościami
związał, nie warto się było i schylić, panowie.
Pośpieszyłem z moim łupem na przystań, zająłem największy towarowy okręt, jaki się
dało, i naładowawszy go pięknie, odpłynąłem pod pełnymi żaglami wraz z całą moją świtą, aby
ujść ze zdobyczą w bezpieczne miejsce, zanim mi jakieś licho na drodze nie stanie.
Lecz to, czegom się obawiał, nastąpiło. Skarbnik, zostawiwszy drzwi i bramy skarbca
otworem  bo po prawdzie nie było już i co zamykać  popędził na łeb, na szyję do
Wielkiego Sułtana i oznajmił mu, jakem doskonale wykonał wysokie sułtańskie polecenie. A
sułtan bardzo to sobie wziął do serca. %7łal go chwycił, że się tak nierozważnie rozpędził.
Rozkazał tedy wielkiemu admirałowi pośpieszyć za mną i zawrócić mnie z drogi. Niby żem zle
zrozumiał, o co stanął zakład. Jeszczem i na dwie mile na pełne
morze nie wypłynął, gdym ujrzał całą wojenną flotę turecką, sunącą za mną pod
rozwiniętymi żaglami. Muszę przyznać, że znów zaczęło mi się mącić w głowie, w której tylko
co mi się rozjaśniło. Ale mój wiatromistrz był pod ręką i powiada:
 Niechaj siÄ™ ekscelencja nie stracha!
To rzekłszy ustawił się na tylnym pokładzie statku tak, że po stronie jednej dziurki od
nosa miał turecką flotę, a po drugiej stronie nasze własne żagle  i dmuchnął wiatrem tak
hojnie, że nie tylko
żagle i liny floty tureckiej całkiem poniszczył, ale ją do przystani z powrotem zagnał.
Nasz okręt natomiast w parę zaledwie godzin do włoskich brzegów doprowadził.
Małom jednak z moich skarbów skorzystał. We Włoszech bowiem biedaków i
żebraków jest tak wiele, a policja tak do niczego, że  może memu zbyt miękkiemu sercu to
zawdzięczając  rozdałem większą część moich skarbów ulicznym żebrakom. Resztę
zrabowała mi banda rozbójników na świętej łączce koło Loreto, gdym się w podróż do Rzymu
wybrał. Przecież sumienie tych jegomościów niezbyt się tym zaniepokoiło, bowiem zdobycz tej
godnej kompanii była tak znaczna, iż mogli za nią zakupić z pierwszej ręki w Rzymie zupełny
odpust popełnionych i przyszłych grzechów dla siebie i swych spadkobierców aż do któregoś
tam pokolenia. Tak... tak. Ale teraz pora na spoczynek. Dobrej nocy, panowie!
Siódma przygoda morska (opowiedziana pod nieobecność barona)
Skończywszy to opowiadanie, pan baron nie dal się zatrzymać dłużej, lecz otworzywszy
drzwi, opuścił w najlepszym humorze towarzystwo. Przyobiecał wszakże opowiedzieć przy
pierwszej sposobności przygody swego ojca oraz parę pociesznych dykteryjek, na co z
niecierpliwością czekali jego słuchacze.
Gdy więc każdy na swój sposób puszczał się na takie i na inne sądy o tylko co
zasłyszanych uciesznych opowieściach, rzekł jeden z kompanów, który baronowi w jego
podróży do Turcji towarzyszył, iż koło Konstantynopola znajduje się olbrzymiej wielkości
armata. Mówi o niej wiele pan baron Tott w swych tylko co wydanych wspomnieniach. Jeśli
pamięć mnie nie zawodzi, powiada on, co następuje:
 Niedaleko od miasta, powyżej twierdzy, na brzeg słynnej rzeki Simoeis, wytoczyli
Turcy olbrzymią armatę. Była ona odlana w miedzi i strzelała jedną marmurową kulą, ważącą
mniej więcej tysiąc sto funtów.
Rwałem się do strzału  powiada Tott  aby się o jej sprawności dowodnie
przekonać. Wszyscy koło mnie trzęśli się tymczasem ze strachu, uważano bowiem za rzecz
niesporną, że przy strzale pałac i miasto w gruzy się rozsypią. Przecież wkrótce
strach nieco sfolgował, a ja otrzymałem pozwolenie, bym dał ognia z armaty.
Spotrzebowałem, ni mniej, ni więcej, tylko trzysta trzydzieści funtów prochu. Kula  jakem już
wspomniał  ważyła tysiąc sto funtów. Gdy kanonier zbliżył się z lontem, tłum, który mnie
otaczał, cofnął się, ile mógł w tył. Z niemałym trudem przekonałem baszę, który nadszedł
zaniepokojony, że nie grozi najmniejsze niebezpieczeństwo. Nawet kanonierowi, który według
moich wskazówek miał strzał oddać, serce waliło ze strachu jak młotem. Zająłem miejsce na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp6zabrze.htw.pl
  •