[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gosławił nas odchodzących! Płaczcie wy, zbocza wyniosłe gór
i wzgórz lasem porosłych, na któreśmy się wdzierali pospołu!
Niech pola po tobie płaczą jak macierz! Płacz, cyprysów i cedrów
żywico, przez które myśmy zbliżali się, gniewni! Płaczcie, hieny
i niedzwiedzie, rysie, tygrysy, koziorożce i lamparty, lwy i ba-
woły, jelenie i sarny, dzikie bydło i zwierzu stepowy! Płacz,
rwąca rzeko Ulai, której brzegi deptaliśmy, płacz, światła rzeko
Purattu, z której wodę dla bukłaków czerpaliśmy! Płaczcie,
mężowie warownego Uruku i niewiasty, wy, coście widziały,
jakośmy ubili bykołaka! Niech płacze kapłan, co miastu Eredu
imię twe wieścił, niech płacze mędrzec, który lejąc wodę przed
Ea imię twe wygłosił! Niech płacze, kto jęczmień w usta twe
włożył, niech płacze, kto olej dał ci pod stopy, niech płacze, kto
napitek chmielny w usta twe wprowadził! Niech ta nierządnica
płacze, która cię olejkiem zacnym maściła! Niech płacze, kto
wstąpił w ślubne domostwo, kto przez rady twe mądre żonę po-
zyskał! Bracia niech po tobie płaczą jak siostry i w rozpaczy
rwą włosy nad tobą! Ja tak będę po tobie, Enkidu, płakał, jak
w obozowisku twoi matka i ojciec. Słuchajcie, mężowie, słu-
chajcie mnie, warownego Uruku starsi, słuchajcie! Płaczę po
Enkidu, swym przyjacielu, jak płaczka po nim żałobnie zawodzę.
Topór z boku mego, wsparcie mej ręki, miecz z pasa mojego,
tarczę sprzede mnie, płaszcz mój odświętny, z lędzwi mych
przepaskę porwawszy wziął mi zły bóg Bibbu! Przyjacielu mój,
młodszy braciszku, gończe osłów górskich, lampartów stepu!
Enkidu, mój młodszy braciszku, gończe osłów górskich,Slampartów
puszczy, z którym wszystko zwyciężaliśmy, w góry wkraczaliśmy, razem
jąwszy bykołaka ubiliśmy, w lesie cedrów mocarnego Humbabę
zgubiliśmy! Jakiż to znów sen ciebie ogarnął? Ociemniałeś, mówię, ty nie
słyszysz.
Tknął serca Gilgamesz. Serce nie bije.
Zakrył mu oblicze, jak oblubienicy, przyjacielowi swemu. Jak
orzeł nad zwłokami krąży. Jak lew, któremu lwięta w paść wpa-
dły, tam i sam się miota. Włos swój jak zgrzebłem rwie i mierzwi.
Najlepsze odzienie zdarł z siebie Gilgamesz, jak nieczystą
szmatę precz cisnął.
Zaledwie świtu co nieco w rozbrzasku, rozkazał Gilgamesz po
kraju głosić:
Kowal! miedziarz! klejnotnik i snycerz! Uczynić mi druha,
wizerunek jego wyrzezbić!
Sporządził Gilgamesz posąg Enkidu, przyjaciela w nim ukazał
wzrost i oblicze. Podstawa z głazu, włosy z lapis lazuli, twarz
z alabastru, pierś jego ze złota, skóra ze złota i szaty ze złota.
Wyszukał kamieni moc drogocennych, alabastru nie skąpił,
złota nie szczędził. Szaty kazał kuć dla przyjaciela, broń i odzież
wykuli mistrzowie. Płaszcz jego waży trzydzieści min złota,
przepaska waży trzydzieści min złota, kołpak waży trzydzieści
min złota. Miecz jego waży trzydzieści min złota, w trzydzieści
min złota pochwa okuta, wyrobiona cała z lapis lazuli na grubość
dwóch palców, z pasa wiszący topór waży trzydzieści min złota,
pas na biodrach trzydzieści min złota.
Siadł Gilgamesz płakać nad Enkidu.
Oto ja, Gilgamesz, twój brat najbliższy, ciało twe na wielkim
łożu złożyłem, pokładłem ciebie na łożu poczesnym, w mieszka-
nie spokojne cię wprowadziłem, w domostwo będące z lewej
strony. Władcy ziemi stopy twe całowali. Kazałem cię płakać
ludziom z warownego Uniku, kazałem nad tobą szlochać żało-
śnie, na niewiasty wesołe ten trud włożyłem, sam szaty zgrzebne
po tobie oblokłem, lwią skórę przywdziałem, w puszczę pobiegnę!
Zaledwie świtu co nieco w rozbrzasku, rozwiązał Gilgamesz
swych szat przewiązki, z drzewa elammaku stół wielki wyniósł.
Naczynie z krwawnika napełnił miodem, w dzban z lapis lazuli
nalał oleju, stół nimi ozdobił, słońcu ukazał, przed oczy Sza
masza kładł je w ofierze. W łonie swoim boleść poczuł Gilga
mesz, na murach stanął, nad rzeką Purattu. Bogu słońca ukazał
Gilgamesz obraz towarzysza swego na tej ziemi rozległej, którego stracił z
rozkazu Szamasza. Niech przyjmie ofiarę, niech się z niej cieszy! Niech
idzie sam Szamasz u jego boku! Ukazał Szamaszowi obraz towarzysza
swego na ziemi rozległej, którego lica z alabastru.Ukazał bogu słońca obraz
towarzysza swego na ziemi rozległej, którego ciało i szaty ze złota. Ukazał
bogu słońca obraz towarzysza swego na ziemi rozległej, którego włosy z
lapis lazuli. Niech przyjmie ofiarę, niech się z niej cieszy, niech idzie sam
Szamasz u jego boku!
Naczynie z krwawnika napełnił miodem. W dzban z lapis
lazuli nalał oleju.
Czyż i ja nie umrę, czy nie będę jak Enkidu? W łonie mym
rozpacz się zalęgła. Jakże mi to zmilczeć? Jak spokój znalezć?
Trwogę przed śmiercią poczułem, Szamaszu! Racz mnie, jak
dotąd, wśród żywych zachować!
Z nieba odpowiada Szamasz słoneczny:
Dałem tobie, Gilgameszu, władzę królewską, ona ci sądzona,
nie życie wieczne. Nie bądz smutny w sercu ani przybity!
Imię swe utwierdzisz po wszystkie czasy, imię swe zostawisz,
choć żyć nie będziesz! Zmarły będziesz sędzią wśród Anun
nakich.
Usłyszał Gilgamesz słowa Szamasza. Stworzył w sercu obraz
rzeki płynącej.
Po dniach i po nocach płakał Gilgamesz. Do grobu Enkidu
składać nie kazał. Czy na głos jego nie wstanie przyjaciel? Sześć
dni przeszło, siedem nocy minęło, w nosie Enkidu się czerwie
zalęgły.
W dzień siódmy kazał go pochować.
Zaledwie świtu co nieco w rozbrzasku, drzwi rozwarł Gilga-
mesz, zgotował ofiarę, z drzewa elammaku stół wielki wyniósł,
naczynie z krwawnika napełnił miodem, w dzban z lapis lazuli nalał oleju,
stół nimi ozdobił, słońcu ukazał.
Otwarł usta i rzecze Gilgamesz:
Więc i ja umrę, i będę jak Enkidu? W łonie mym rozpacz się
zaległa. Jakże mi to zmilczeć? Jak spokój znalezć? Trwogę przed
śmiercią poczułem, bogowie! Raczcie mnie, jak dotąd, w ży-
wych zachować!
Na ofiarę jego wejrzą bogowie. Otwarł usta Ellil, wieści Gil-
gameszowi:
Z dawna, Gilgameszu, taki los ludzki! Rolnik ziemię orze,
żniwo z niej zbiera, łowca i pasterz zwierzęta dobywa, skóry ich
przywdziewa, mięsa pożywa. Ty chcesz, Gilgameszu, czego nie
było od czasów, jak wiatr mój wody popędza.
Zasmucił się Szamasz, przed nim się zjawił, w te słowa się
ozwał do Gilgamesza:
Gilgameszu! Na co ty się porywasz? %7łycia, co go szukasz, ni-
gdy nie znajdziesz!
Do Szamasza świetnego rzecze Gilgamesz:
Skoro już tyle po świecie chadzałem, czyż dla mnie tak wiele
w ziemi spokoju? Wszystkie lata dotychczas przespałem, niech
jednak oczy me widzą słońce, niech się słońcem nasycę! Pusta
jest ciemność, jeśli się raz światło znalazło! Czy martwy może
blask słońca zobaczyć?
TABLICA DZIEWITA
PO PRZYJACIELU SWYM, po Enkidu płacze gorzko Gilgamesz, bieży w
pustynię.
Czyż i ja nie umrę, czy nie będę jak Enkidu? Jakże mi to zmil-
czeć, jak spokój znalezć? W łonie mym rozpacz się zjawiła,
śmierci się przeląkłem, uchodzę w stepy. Wybrałem się w drogę,
w kraj, kędy włada Utnapiszti, co życia dostąpił, syn króla
Ubartutu, biegnę w pośpiechu. Dotarłem nocą do górskich
przełęczy, lwy ujrzałem i strach mnie obleciał. Głowę uniosłem,
do Sina się modlę, boga księżyca o łaskę upraszam, ku wielkim
bogom ślę modlitwy: raczcie mnie, jak dotąd, w żywych zacho-
wać!
Legł spać i wtem zbudzony ze snu patrzy: lwy swawolą,
w blasku Sina życiem się cieszą. Od razu topór bojowy podzwig-
nął, miecz wyrwał zza pasa, na lwy się rzucił, wpadł między
drapieżców jak prędka strzała, rozpędzał je, rąbał, siekł i uśmier-
cał. W gniewie księżycowi wszystkie lwy jego zabił.
Odrzucił swój topór. W dłoń dłuto chwycił. Na skale wyciął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp6zabrze.htw.pl
  •