[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ja też nie  odpowiedziałem z uśmiechem.  Jest jeszcze trochę burbona w butelce?
 Z całą pewnością. Zresztą mam jeszcze jedną. Zawsze pije pan z lodem?
 Zawsze. - Obsłużył mnie. Rosalie ziewnęła.
 Jest już pół do pierwszej w nocy, a jazda motocyklem trochę mnie zmęczyła. Nie pogniewacie się na mnie, jeżeli
pójdę już spać?
 W żadnym wypadku, droga przyjaciółko  rzucił
122
szybko William.  Mam nadzieję, że będzie pani mieć piękne sny.
 Ja też mam taką nadzieję.
 W każdym razie my ze swej strony będziemy takowe zawdzięczać właśnie pani.
 Nie zamordujcie mi go tylko  dodała Rosalie spoglądając na mnie.
 Przyjdę do pani, o ukochana, za dziesięć minut. Czyli dokładnie za tyle, ile potrzeba na dokończenie kieliszka.
 Nie żądam od pana, aby pan się spieszył. Proszę tylko, aby pan dbał o siebie.
 No więc obiecuję.
Pocałowała mnie w nos, wyszła i zamknęła drzwi. Zapanowała cisza, zakłócana jedynie dzwiękiem kostek lodu w
mej szklance. A potem:
 Co teraz zrobimy?  zapytała znienacka Tania. Uśmiechnąłem się do niej uprzejmie.
 Nie wiem, jak wy. Jeśli chodzi o mnie, to właśnie to, co powiedziałem: kończę tę szklaneczkę i idę spać.
 Szkoda. Zobacz, jaka jestem piękna.
Zrzuciła dezabil i poczęła się kręcić dokoła, z uniesionymi do góry ramionami. Jej piersi lekko falowały, jasna kępka
złociła się i połyskiwała w świetle.
 Nie masz ochoty? Spojrzałem na Williama. Westchnął.
 Do dzieła, jeśli ona o to pana prosi  powiedział.  Nie odmówi jej pan chyba tej przyjemności.
 Niby jak?  odrzekłem nadąsany.  Wydoił pan ze mnie ostatnie siły.
Zaśmiał się szyderczo.
 Rozumiem  powiedział.  No i widzisz, moja droga, nawet ten waleczny rycerz nie jest w stanie zaspokoić
twego wilczego apetytu. Będziesz musiała odczekać aż do jutra rana.
Przestała wirować.
120
 O wy miękkotrzpienie!  rzuciła z niewypowiedzianą pogardą. . ,
 Powtórz to jeszcze raz  warknąłem. Spojrzała mi prosto w oczy.
- Wy chwiejodrągi!  stwierdziła podniesionym tonem.
Odstawiłem szklaneczkę na nocny stolik, wstałem, podszedłem do niej, złapałem ją za ramiona, wprawiłem w
półobrót, zgiąłem wpół na łóżku, przyklęknąłem z tyłu i wraziłem jej co należy w zadek, czyniąc to wcale nie
delikatnie.
 Och, nie!  wybełkotała.
 Dobrze by było, żebyś wiedziała, czego chcesz  zauważył kwaśno William.
Ze swego miejsca nie mógł zauważyć, do jakich to wrót wtargnąłem: pewnie sądził, że kołaczę do tych, z którymi on
był zżyty. Tania umilkła. A ja się zawziąłem. Już ta dziwka zobaczy,, czy jestem miękkochwiejem.
Po minucie czy dwóch William wstał, podszedł do nas i wtedy wszystko zrozumiał.
 O nie  warknął wściekle.  Teraz to już posuwasz się za daleko, mój drogi.
 Zamknij się  odszczeknąłem.
 Dobrze  mruknął pod nosem.
Ale nie przestawał obserwować ciekawie dalszego ciągu mojej opreacji.
Kiedy stało się już rzeczą oczywistą, że mój zdrój zawiedzie, zważywszy, że w jego podglebiu nie było już ani kropli
 a przynajmniej przez najbliższą godzinę czy dwie  wycofałem się skwapliwie.
 Nie odchodz  popłakiwała Tania.  Zostań ze mną...
Powstałem z klęczek.
 Twoją kolej  powiedziałem do Williama.
 Tak sądzisz?  mruknął.
Lecz była to z jego strony jedynie figura retoryczna.
121
Zajął me miejsce i wcisnął się do rozkosznej, jeszcze ciepłej brzoskwinki swej ślicznej towarzyszki.
 Nie, nie! Tylko nie ty!  lamentowała.
 Dlaczego?  bełkotał William.  Dlaczego nie ja? Fechtował jak wszyscy diabli. Oczy wychodziły mu
niemal z obrit.
Wyciągnąłem się na łóżku, ułożyłem głowę tuż obok głowy Tani i pocałowałem ją delikatnie.
 Nie masz czego żałować  mruknąłem.  Możesz mu przecież odpłacić pięknym za nadobne, kiedy tylko
zechcesz. Wiesz o tym dobrze.
Prychnęła z lekka, a potem skinęła głową i wyszeptała  tak".
 A więc dobranoc, kochana. Dziękuję za ten cudowny wieczór.
Pózniej zbliżyłem wargi do jej ucha.
 Mogę do ciebie zadzwonić?  szepnąłem.  Rzecz jasna nie jutro, ale na przykład pojutrze?
Znów przytaknąła.
 Jesteś cudowna  dodałem.  Naprawdę. Mam cholerne szczęście, że cię w ogóle spotkałem.
Rzuciła mi pełne wdzięczności spojrzenie.
Opuściłem ich i udałem się do pokoju Rosalie.
A William, na czworakach, nadal obrabiał swoją myszkę, dysząc przy tym jak mors.
Nazajutrz rano, gdy należało się już ubrać, Rosalie przypomniała sobie, że zostawiła swą bieliznę oraz kombinezon
w łazience pod dziewiątką.
 Zajrzę tam  powiedziałem.
Miałem nadzieję, że nasza para wspólników w grzechu nie zdążyła przed snem zamknąć drzwi na klucz. (Na
wypadek, gdybyśmy mieli ochotę raz jeszcze do nich zajrzeć). I nie omyliłem się.
Wszedłem na palcach. William i Tania spali spleceni. ze sobą.
Tania leżała na swym przyjacielu, przerzuciwszy nogę
125
przez jego lewe udo, otaczając jego szyję swymi jasno-skórymi, delikatnymi ramionami. Wypięła w stronę sufitu
swe rozkoszne pośladki, które ruszały się lekko w rytm jej oddechu.
Wkroczyłem do łazienki. Kombinezon wisiał na wieszaku. Obie sztuki bielizny zdążyły już wyschnąć. Zaraz je [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp6zabrze.htw.pl
  •